Slovakiaring - ściganie jakiego nie było
dodano: 22.08.2010

Kwalifikacje na Slovakiaringu udowodniły, że jeśli warunki do jazdy są dobre, każdy zawodnik KIA LOTOS CUP 2010 ma szanse na ostrą walkę o najlepsze lokaty. Z wielkiej niewiadomej tor w ciągu dwóch dni zamienił się arenę bezkompromisowego ścigania - wyzwolił energię, ambicję i zaangażowanie. Można śmiało powiedzieć, że pucharowicze poczuli tutaj dodatkową moc - oczywiście tę wewnętrzną.

- To wspaniały, nowy obiekt i bardzo się cieszę, że mogliśmy tutaj zorganizować rundę naszego pucharu - powiedział Wojciech Szyszko, dyrektor zarządzający Kia Motors Polska. - Nie boimy się nowych wyzwań i jeśli będą takie możliwości, chętnie będziemy organizować wyścigi na kolejnych obiektach w Europie. To uatrakcyjnia cały cykl KLC, sprawia, że nasi kierowcy mają kontakt z nowoczesnym sportem samochodowym na wysokim poziomie. Marzy mi się, że któraś z rund naszego pucharu rozegrana zostanie na nowym torze w Polsce. Mam nadzieję, że to wkrótce nastąpi.

Na razie jednak podpatrujemy Słowaków i trochę im zazdrościmy. Pucharowicze błyskawicznie zadomowili się na Slovakiaringu i jechali z prawdziwie ułańską fantazją. Wspaniała pogoda, przyczepny tor, szerokie zakręty, na których niechętnie zdejmuje się nogę z gazu - warunki do walki wprost wymarzone. Kolejność na starcie zapowiadała wielkie emocje, bo na tym torze wyprzedzać można właściwie w każdym miejscu. Dodajmy, że jest tak szeroko, że na starcie w jednej linii stają nie dwa, a cztery samochody. Walka zaczęła się od więc początku wyścigu. Samochody tasowały się bardzo często i nikt nie mógł być pewny tego, że dojedzie do mety bez odpierania ataków i ciągłej koncentracji. Już pierwszy wiraż okazał się fatalny dla Piotra Materzyńskiego i Krzysztofa Steinhofa - po bliskim kontakcie wypadli z toru i tak zakończyli zawody. 
W czołówce trwała przez cały czas niemal walka wręcz - swoją pozycję udowadniał Kamil Raczkowski, a tuż za nim szaleli Jakub Chmiel, Michał Kijanka i Ola Furgał. Około 10 sekund za nimi walczyli Maciej Ostoja-Chyżyński i Mariusz Bartoszuk. Kolejne okrążenia mijały wprost błyskawicznie. Na mecie I wyścigu ta właśnie szóstka zajęła czołowe pozycje. Miejsca i różnice czasowe zapowiadały szalone emocje w drugim starciu.
Znów dał o sobie znać regulamin odwracający kolejność startu pierwszej szóstki z pierwszego wyścigu. I znów od startu zaczęła się ostra walka. Czołówka kierowców walczyła bez pardonu, nie obyło się bez stuknięć i przepychanek przed wyjściem na proste, bardzo szybki odcinki toru. O ogromnym pechu może mówić kapitalnie jadąca Ola Furgał, która wypchnięta za tor znalazła się nagle na końcu stawki. Jednak do końca dystansu znowu jechała rewelacyjnie i zakończyła wyścig na 6 miejscu. Mniej szczęścia miała Monika Luberadzka, która po uderzeniu w bok wyleciała z toru i nie zdołała odrobić strat. W ferworze walki stracił też dobrą pozycję Maciej Ostoja-Chyżyński, a Maciejowi Froncowi zabrakło w końcówce paliwa i doturlał się do mety na miejscu 9., choć przez cały dystans walczył "burta w burtę" o czwartą lokatę z Marcinem Bartoszukiem.
Tymczasem w czubie działy się rzeczy niezwykłe - ani przez chwilę prowadzący Kamil Raczkowski nie mógł czuć się spokojny. Tuż za nim szaleli bowiem Michał Kijanka i Jakub Chmiel. Nie odpuszczali ani przez moment i na ostatnim zakręcie, niemal rzutem na taśmę Kuba wyprzedził ubiegłorocznego mistrza Picanto, który nieco wcześniej popełnił niewielki błąd i wolniej wychodził na prostą. 
To co działo się na torze śmiało można nazwać nieustępliwym bojem - to były najbardziej emocjonujące zawody w tym sezonie. I choć stawka rozciągnęła się, pary, które ze sobą walczyły dzieliły sekundy. Na każdy atak odpowiedzią była dynamiczna kontra. 

Flaga w szachownicę przywitała po raz kolejny Kamila Raczkowskiego. Kilka sekund za nim metę przejechali Jakub Chmiel i Michał Kijanka. Różnica między nimi wyniosła 0,219 sekundy! Takiego ścigania jeszcze chyba w KIA LOTOS CUP nie widzieliśmy.
Lider znowu okazał się niepokonany, ale kandydatów do zajęcia miejsca na podium - przybywa. Po zakończeniu wyścigu zawodnicy byli naprawdę zmordowani. Oto co powiedzieli na mecie.
Kamil Raczkowski: - Na tym torze trzeba mieć oczy dookoła głowy. Fantastycznie jechała Ola, tuż za mną Kuba i Michał, ataki następowały z każdej strony. Musiałem bardzo uważać, nie prowadziłem przecież przez cały czas. Musiałem cały czas kontrolować sytuację i liczyć na błędy rywali. Kiedy je popełnili - wyszedłem na prowadzenie i wygrałem. Czy było szybko? Bardzo! Licznik auta pokazywał na prostej 205 km/h. 
Michał Kijanka: - To świetny tor i wspaniale szybko się tu jeździ. Mogę powiedzieć, że wreszcie na IV Rundzie KLC dobrze czułem się w cee'dzie. Jechałem swoim torem, ale cały czas musiałem uważać na rywali: na Olę, Kubę, Maćka Ostoję - w tłoku stuknięcia były nieuniknione. Szczególnie przepraszam Maćka - chyba zepsułem mu wyścig... Szkoda, że popełniłem błąd na ostatnim wirażu, no - ale tak bywa. Cieszę się z miejsca na podium.

Przed nami jeszcze dwie rundy KIA LOTOS CUP 2010. Najbliższa - na doskonale wszystkim znanym torze w Poznaniu. Slovakiaring rozpalił zawodników. Mamy nadzieję, że w Poznaniu będzie tak samo emocjonująco!